Od zawsze moim marzeniem było zobaczenie jednego z nowych cudów świata, jakim jest Tadź Mahal. Być w Indiach i nie zobaczyć tej niezwykłej budowli? Co to, to nie! Wprawdzie jesteśmy w Bangalorze, ale nie przeszkadza nam to zrobić sobie weekendowej wycieczki do New Delhi i Agry, aby spełnić kolejne nasze marzenie. W końcu marzenia są od tego, aby je spełniać i móc mieć kolejne 🙂
W sobotę rano lądujemy w stolicy Indii, czyli New Delhi. Z lotniska do centrum miasta można się dostać bardzo nowoczesną kolejką, która w niczym nie przypomina standardowych indyjskich pociągów. Jest przede wszystkim szybka, a na ekranach wyświetlana jest trasa oraz kolejne przystanki. Wysiadamy w New Delhi w poszukiwaniu jakiejś rikszy, która mogłaby obwieźć nas po najważniejszych zabytkach. Na szczęście nie trzeba długo czekać, gdyż od razu zaczepia nas kilkoro kierowców oferując wycieczkę. Wystarczy trochę ponegocjować cenę i możemy ruszać. Ile razy bym nie jeździła rikszą, to i tak jest to dla mnie niesamowite przeżycie, a moje zdumienie, jakim cudem nie zdarza się żaden wypadek jest przeogromne. Pan kierowca lawiruje pomiędzy wielkimi ciężarówkami, samochodami, innymi rikszami, skuterami oraz oczywiście… krowami.
Pierwszym punktem, który chcieliśmy zobaczyć jest brama Indii. Jest to pomnik ku czci żołnierzy poległych w I wojnie światowej i wojnach toczonych z Afganistanem. W 1971 roku utworzono tu również grób nieznanego żołnierza. Brama znajduje się w dużym parku, wszędzie widać głównie Hindusów z rodzinami spacerujących i przystających w zamyśleniu pod bramą. Niedaleko bramy znajdują się budynki rządowe, w tym Parlament czy Sąd Najwyższy. Objeżdżamy je podziwiając jak czysta, spokojna i ładna jest to okolica. Trzeba przyznać, że taka dość nietypowa jak na Indie, za to bardziej europejska.
Naszym następnym punktem jest Złota Świątynia Sikhów (Gurdwara Bangla Sahib) nazywana tak ze względu na złotą kopułę wyróżniającą się na tle białej reszty. W Indiach około 2% ludności wyznaje sikhizm. Wyznawca tej religii nosi brodę, nie obcina włosów i chowa je pod kolorowymi turbanami. Sikh oznacza ucznia, a sikhowie wierzą w duchowe przewodnictwo guru oraz prawdy zawarte w księdze Guru Granth. Aby wejść do świątyni musimy przede wszystkim zdjąć buty, a także zawiązać na głowie pomarańczowe chusty. Możemy obserwować modły i śpiewy w środku świątyni, a na zewnątrz widzimy sikhów poddających się rytualnemu oczyszczaniu w wielkiej sadzawce. Całe to miejsce jest bardzo interesujące i posiada niezwykły klimat.
W tym wzniosłym nastroju udajemy się na dworzec kolejowy w Delhi, aby ruszyć do Agry, do głównego celu naszej wyprawy. Jak to dworzec w Indiach, tak również i ten w stolicy jest bardzo głośny, zatłoczony, pełno tu biegających ludzi szukających odpowiedniego peronu, sprzedawców oferujących jedzenie, jak również turystów rozglądających się niespokojnie, czy aby na pewno zdążą na swój pociąg. Nam udało się dotrzeć na nasz peron, usadowiliśmy się wygodnie w pociągu i ruszamy. Charakterystyczną cechą indyjskich pociągów jest przede wszystkim ich powolność. Pendolino to nie jest na pewno 😉 Toczymy się powoli, nie mogąc niestety tym razem obserwować krajobrazów, bo małe okienka są zasłonięte jakąś tekturą.
Podróż na szczęście nie trwa zbyt długo, około 3 godzin, mija dosyć szybko i popołudniu wysiadamy w Agrze. Co nas wita od razu po wyjściu z pociągu? Tłum ludzi oferujących nam nocleg, transport, jedzenie i nie wiem co jeszcze. Decydujemy się na jednego z kierowców, który zawozi nas do hotelu znajdującego się w uliczce na której jest Tadź Mahal. Umawiamy się z nim, że następnego dnia obwiezie nas po Agrze, po tym jak już skończymy napawać się cudem świata. Jemy kolację i idziemy spać, gdyż czeka nas baaardzo wczesna pobudka.
Kolejnego dnia mamy pobudkę o 5 rano, kiedy Agra jeszcze śpi, poza małpami, które zawsze czatują z nadzieją, że dostaną coś do jedzenia. Udajemy się do kasy po bilety, a następnie czekamy na otwarcie bram do naszego cudu świata. Jest jeszcze ciemno, ale nie jesteśmy jedyni, którzy wstali tak wcześnie. W końcu nas wpuszczają, przechodzimy przez bramki kontroli, potem idziemy przez park, aż w końcu… jest! Nigdy nie zapomnę tego widoku oraz uczucia towarzyszącego mi, jak spojrzałam pierwszy raz na Tadź Mahal. Co by nie mówić- po prostu się wzruszyłam. Móc spełnić swoje marzenie, to jest dopiero coś! Jesteśmy zachwyceni i zauroczeni tą niesamowitą budowlą. Tym niezwykłym symbolem miłości.
Cesarz Szahdżahan zbudował Tadź Mahal po śmierci swojej ukochanej żony Mumtaz Mahal, jako symbol swojego wiecznego uczucia do niej. Sama budowa trwała 22 lata, a pracowało przy niej ponad 20 tysięcy robotników. W środku głównego budynku znajduje się grobowiec, z którego Mumtaz może podziwiać niezwykłe dzieło swojego męża. Atmosfera w kompleksie Tadź Mahal jest niezwykła. Nie ma jeszcze tylu turystów, można spokojnie i w ciszy podziwiać ten cud świata, cud miłości. Obserwujemy wschodzące słońce i ta chwila będzie przez nas zapamiętana na zawsze.
Po tych emocjonujących przeżyciach ruszamy tuk-tukiem na wycieczkę po Agrze. Czujemy się jakbyśmy wracali z baśni do rzeczywistości, gdyż Agra do najładniejszych miast niestety nie należy. Jest brudna, zanieczyszczona i w sumie gdyby nie Tadź Mahal, to pewnie mało kto by o niej słyszał. Dojeżdżamy do Baby Taj, czyli grobowca dziadka Mumtaz Mahal. Nazwa budynku wywodzi się z tego, że wygląda on jak miniaturka Tadź Mahal, zbudowany jest również z białego marmuru i znajduje się także nad rzeką Jamuną, tylko że po jej drugiej stronie.
Następnym punktem, do którego się udajemy są ogrody Mehtab Bagh, położone naprzeciwko Tadź Mahal, po drugiej stronie rzeki. Legenda głosi, że chciano wybudować tam drugi, bliźniaczy Tadź Mahal, ale z czarnego marmuru. Czy jest to tylko legenda, czy faktycznie były takie plany, tego się już nie dowiemy. Aczkolwiek w ogrodach faktycznie jest miejsce z fundamentami, które wyglądają jakby były przygotowane pod jakąś większą budowlę.
Ostatnim punktem naszego zwiedzania jest Agra Fort zbudowany z czerwonego piaskowca, służący jako budowla obronno-pałacowa. Kompleks jest rozległy, więc zwiedzanie zajmuje nam trochę czasu. Możemy wyobrazić sobie jak mieszkali tutaj dawniej cesarzowie, a także poczuć dreszczyk grozy, gdyż to właśnie w tym miejscu został uwięziony i zmarł cesarz Szahdżahan. Fort otoczony jest przez fosę, posiada grube, obronne mury, a przez małe okienka można zobaczyć w oddali Tadź Mahal.
Prosto z fortu udajemy się na stację kolejową, skąd wracamy z powrotem do New Delhi, a następnego dnia rano lecimy do Bangaloru. Jadąc pociągiem rozmyślamy o przepięknym Tadź Mahal oraz o sile tej wiecznej miłości…
Informacje praktyczne, plany wyjazdów oraz ceny znajdziecie tutaj.